#1 2013-04-17 11:46:08

 Frolentino

Administrator

23350517
Zarejestrowany: 2012-02-10
Posty: 74
Punktów :   12 

Roździał I (Zwój I)

.         Rok 333, zima, koniec wydawania przez ziemie plonów. Zaczęła się jedna z najtrudniejszych do przetrwania pór w Yerhu, czyli przybliżonego odpowiednika jednego roku. W czasie gdy na większości terytoriów Verdens panowała zima, i wszyscy próbowali jak najlepiej mogli przetrwać nadchodzące tygodnie, na Lodowych Pustkowiach panowała wieczna zima w której życie dla wielu było nie możliwe. Jednak nikt do końca nie wiedział czy ktoś tam "mieszka" dlatego opinii o tej krainie jest wiele i często są bardzo sprzeczne.
        Lodowe Pustkowia, pas nieprzemierzonych pokrytych wiecznym lodem i śniegiem tundr, wyżyn i gór. Miejsce dla większości ogółu uważane za nieprzyjazne i niegościnne. Podróżnik który nie znał się na przetrwaniu nie miał szans przeżyć więcej niż tydzień wy lodowym uścisku, rozległych terenów tej części Verdens. Z niewielu źródeł wiadomo że, kraina ta jest mimo swojego surowego klimatu i niesprzyjającej aury zamieszkiwana przez wiele plemion, Vanahallów. Nazwę tę nadali tamtejszym mieszkańcom pierwsi podróżnicy którzy zbadali tą krainę i przeżyli by o tym opowiedzieć a nawet niektórzy z nich spisali w księgach swoje odkrycia. Do dotychczas zachowało się tylko kilka tomów opisujących życie i sposoby na jego przedłużenie na tamtejszych terytoriach. Vanahallowie samych siebie nazywali Thralami co w ich języku oznaczało Odpierających Wiatr. Do końca nie wiadomo dlaczego ta nazwa jest dla nich taka ważna ale można zauważyć iż nazwa ta nie jest bez znaczenia. Byli to ludzie, najczęściej niscy, bo nie mierzący więcej niż 5 stóp, mieli długie brody oraz wojenne tatuaże tworzone z runicznego pyłu, lecz ich wytrzymałość, odporność i niezłomność jest ich największymi atutami. Mimo tego że w wielu księgach opisuje się walki pomiędzy najeźdźcami, a Thralami, tylko oni nadal żądzą w tej krainie. Można by przypuszczać że nie są ludźmi, że są czymś więcej, jednak to tylko wymysły tych którzy nie poznali ich osobiście. Lud Vanahallów nie jest liczny zwykle na jedną wioskę przypada tylko pięćdziesięciu ludzi bądź mniej, więc wiele bandytów, uważa ich za łatwy cel. Wtedy popełniają jeden z większych błędów w życiu. Tharalowie przez całe swoje życie skupiają się na polowaniach, przetrwaniu i oczywiście walce. W ich języku nie ma czegoś takiego jak porażka, czy chęć poddania się. Wszyscy mężczyźni bez wyjątku od 2 Yerhu zaczynają surowy, lecz satysfakcjonujący i dający efekty trening bojowy i wytrzymałościowy. Bywa tak że w wieku zaledwie kilku lat dzieci Tharalów są już tak wyćwiczone że bez większych problemów mogą ruszać z ojcami i praojcami na polowania, i to nie polowania na łosie, jelenie czy niedźwiedzie, lecz na mamuty, ogry i trolle. Jednak ten niewyobrażalny do przetrwania sposób życia w młodym wieku zabija tych którzy nie podołali, dla jakiegokolwiek plemienia które utraciło dziecko w tak młodym wieku w wyniku wyczerpującego treningu, i surowych metod wychowawczych jest to wielką stratą lecz dzięki temu lud Tharalów jest silny i nie straszny mu jakikolwiek przeciwnik. Przy życiu pozostają najsilniejsi i najwytrwalsi. Mężczyźni łowią, polują, walczą, lecz bez damskiej części swojego ludu nie mogli by funkcjonować. Kobiety Tharalów nazywane potocznie Harami, to jedne z najsilniejszych przedstawicielek płci pięknej. Nie jest to jednak uwarunkowane tylko tym że żyją w surowym klimacie i wokół mężczyzn którzy i tak mają mało czasu na zajmowanie się nimi, lecz przez to że lud Vanahallów wykształcił w sobie naturalna odporność na ból i zmęczenie. Przez co kobiety Tharalów są przez nich bardzo pożądane i to nie bez przyczyny bo wszystkie posiadają nieprzeciętną urodę. Hare mogą wiązać się tylko z przedstawicielami ich rasy takie jest główne prawo i zarazem nakaz ich dotyczący. Tak samo mogą spłodzić synów i córki wywodzące się z rasy Tharalów. Mimo tego ich życie nie prowadza się tylko do wychodzenia za mąż i rodzenia potomstwa lecz mogą także walczyć, polować czy zajmować ważne stanowiska w Hallu czyli zarządzie wioski. Oczywiście większość pań woli prowadzić spokojne życie, bez ryzyka przedwczesnej śmierci. Jednak najbardziej istotne jest to że lud Vanahallów posiada swoje wyrocznie, które posiadają moc magiczną dzięki której mogą przewidywać przyszłość bądź ciskać we wrogów lodowymi kulami. Takie umiejętności mogą posiadać jedynie Hare, kobiety obdarzone mocą często wykorzystują ją do niesienia pomocy swoim pobratymcom.
          Każda z wiosek ludzi północy posiadała swojego wodza, inaczej Tona, który nadzorował wojskiem i poddanymi oraz atakował tego kogo trzeba aby jego lud był silniejszy. Z kilku ksiąg wiadomo że Lodowe Pustkowia były zamieszkiwane przez wiele plemion które stworzyły wiele wiosek jednak żadna z wiosek nie była tak wielka jak miasto Vanahall i to też od jego nazwy przyjęło się za ludzi północy nazwa się Vanahallami. Miasto nie powstało od razu i nie zawsze było tak wielkie jakie jest teraz. Na początku w jego miejscu była zwykła mała osada złożona z kilku ludzi. Po wielu latach osada zaczęła się powiększać bo z wielu stron przybywali najczęściej zagubieni podróżnicy którzy nie mieli innego wyboru jak przyłączać się do społeczności Tharalów. Oczywiście mieli wybór albo się przyłączyć albo próbować na własną rękę przetrwać w krainie wiecznego śniegu. Oprócz wielkiego i majestatycznego miasta Vanahall istniało także sporo innych osad które także były zamieszkiwane przez ludzi północy lecz nie w takim zagęszczeniu jak w jedynym mieście na tym niegościnnym terytorium.
         Wioska mała bo licząca niewiele ponad 40 osób, pod nazwą For'Gen była najdalej wysuniętą wioską na północny-zachód ze wszystkich w Vanahall. Wszyscy we wiosce traktowali się jako jedną wielką rodzinie nikt jednak nie zapomniał o swojej pracy i roli w wiejskiej społeczności. Jak wszędzie mężczyźni polowali, walczyli i pili na potęgę. Wszystkie tradycje były jeszcze bardziej przestrzegane niż w miejscach bliższych granic krainy. Wioska miała swojego Tona który nosił dumne imię Raksorg Tarun. Był mężem ponad przeciętnego wzrostu i muskulatury, jego twarz była naznaczona wieloma bliznami i zmazami. Jego wiek był przybliżony do wieku starczego ponieważ lud ludzi północy uważał za starych tylko mężczyzn którzy nie mogli już podnieść miecza czy topora w obronie ojczyzny bądź własnej. Jego włosy niegdyś były krwisto rude, lecz po objęciu władania nad For'Gen powoli zaczął tracić pamięć oraz włosy traciły kolor i przeistoczyły się w kolor świeżego śniegu. Jednak mimo lat jego ciało dzięki wielkiemu treningowi w dzieciństwie pozwalało mu na aktywny udział w walkach z różnego rodzaju najeźdźcami. Jego żona Kyla Tarun; piękna niewiasta o długich czarnych jak węgiel włosach i lśniących zielonych oczach, w momencie wybrania go przez ogół na Tona For'Gen nosiła w łonie jego syna. Wkrótce po kilku miesiącach pierwszy syn Raksorga przyszedł na świat. Ojciec by dumny ze swojego pierworodnego nadał mu imię Thornval Tarun co od razu przypadło do gustu wszystkim obecnym przy jego narodzinach. Jak każde dziecko w wieku 2 lat Thornval podjął się treningu fizycznego i bojowego i uczył go najlepszy z najlepszych jego ojciec. Mimo tego że z biegiem lat szło mu coraz lepiej, ojciec wymagał od niego jak najwięcej ale także żeby nigdy się nie poddawał i zawsze walczył do końca. W wieku niespełna 8 lat Thornval potrafił już sprawnie walczyć za pomocą dwóch broni, najczęściej były to topory bo najbardziej mu odpowiadały. W wieku 10 lat po raz pierwszy wyruszył na swoją pierwszą poważną misje łowiecką, oczywiście nie był sam. Kilkoro mężów oraz jego ojciec chcieli zapolować na trolla który od dłuższego czasu pałętał się w okolicy. Szukali go dobre pół dnia. Jednak poszukiwania okazały się bezowocne, wydawało się jakby stwór rozpłynął się w powietrzu. Mężczyźni zaniechali dalszych poszukiwań i powrócili do wioski. Następnego dnia gdy Raksorg jak co dzień szedł przespacerować się wokół palisady dla uspokojenia myśli napadł go troll którego wcześniej szukali. Nie miał ze sobą żadnej broni ponieważ nigdy nie spodziewał się ataku o tak wczesnej porze dnia. Gdy tylko bestia rzuciła się na niego został obalony na ziemie i zasłaniał twarz rękoma do której próbował dostać się troll aby szybko zabić ofiarę. Młody Thornval słysząc odgłosy walki szybko wybiegł na zewnątrz aby wspomóc ojca. Złapał za swoje topory i bez wahania zaszarżował na stwora. Bestia była jednak zbyt zajęta walką z Raksorgiem i nie zauważyła młodzieńca który bez strachu i zwątpienia wspiął się na jej plecy i gdy złapał równowagę jednym silnym uderzeniem w środek czaszki powalił stwora. Ten zrzucił Thornvala z pleców i próbował go wbić w ziemie lecz w tym samym momencie, ojciec malca podniósł ze śniegu jeden z toporów syna i jednym szybkim ruchem odciął głowę paskudzie. Wielkie czarno-szare cielsko bez głowy upadło plecami na śnieg martwe i zakrwawione. Raksorg natychmiast podbiegł do syna aby sprawdzić czy nic mu nie jest, mówił:
-Synu, Synu! Żyjesz?
Thornval nie otwierał oczu lecz po pewnym czasie się ocucił i popatrzał swoimi ciemno-zielonymi oczami na ojca klęczącego przy nim.
-Tato - mówił - to ty? Nic ci nie jest? Martwiłem się.
-Nic mi nie jest synu, nie musisz się mną przejmować.
Złapał tedy Raksorg, Thornvala za ramiona i postawił go na nogi i mówił dalej z uśmiechem na ustach:
-Mimo tego że wyglądam trochę gorzej niż ty to nadal się jakoś trzymam.
-Wiem tato wiem - mówił patrząc na uśmiech ojca Thornval - jesteś niepokonany i najlepszy. Ale chciałem ci pomóc.
-Mówiłem ci że zawsze sobie poradzę, ale muszę ci wyznać że nie jestem już taki jak kiedyś...
-Czyli jaki?
-... Inny, inny. Ale jestem dumny z ciebie, nie zląkłeś się, i rzuciłeś się na przeciwnika silniejszego od ciebie bez strachu, bez lęku, bez pardonu. Idealnie tak jak ciebie uczyłem. Ale to jeszcze nie koniec. Twój trening będzie trwał do momentu gdy ostatni raz uniesiesz klingę miecza.
-Czyli kiedy ? - spytał zaciekawiony Thornval.
-...Będziesz wiedział kiedy... jeszcze przyjdzie czas.
Po tych słowach obydwoje wrócili do wioski oznajmiając wszystkim czego to własnie dokonali i że wszyscy mogą od teraz spać spokojnie. Ton wysłał kilku ludzi aby zabrali ciało trolla aby w pobliżu nie kręciły się watahy wilków czy wargów. Potem wszyscy wrócili do treningu i jedzenia. 
             

Offline

 

#2 2013-04-20 16:00:16

 Frolentino

Administrator

23350517
Zarejestrowany: 2012-02-10
Posty: 74
Punktów :   12 

Re: Roździał I (Zwój I)

.           Po wielu Yehrah ciężkiego ale dającego efekty treningu Thornval był już pełnoletni, posiadał już kruczoczarną brodę jak i włosy. Był gotowy aby poprowadzić jako dowódca grupę łowiecką złożoną z kilku braci na łowy. Mieli zapolować na mamuta bo wiedzieli doskonale gdzie się znajduje i od pewnego czasu przygotowali się na to aby na niego zapolować. Mieli plan który miał szansę się powieść tylko wtedy kiedy będą współpracować. Olbrzymie zwierze nie było gotowe na atak wszyscy zaatakowali w tym samy momencie. Większość mężczyzn próbowało wskoczyć na rozjuszonego mamuta lecz ten w szale zrzucał wszystkich z pleców i robił ogromne zamachy swoimi wielkimi ciosami. Gdy zauważyli że taka taktyka jest na nic postanowili zwabić mamuta pod ścianę lodowca na której stał Thornval i jeszcze dwóch innych Vanahallów. Widząc że plan A nie zadziałał postanowili wykorzystać lodowiec do tego aby skoczyć na grzbiet mamuta i zakończyć jego żywot potężnym ciosem w czerep. Na komendę Thornvala wszyscy zeskoczyli lecz gdy tylko mamut wyczuł ich na karku od razu zaczął się szamotać jeszcze bardziej. Pomocnicy Thornvala pospadali z rozjuszonej bestii lecz Thornval nadal się utrzymywał na jej grzbiecie w jednej chwili wyciągną swoje topory i wyskakując nico ponad plecy mamuta upadając wbił obydwa w głowę stwora tak silnie że ludzie stojący dookoła zwierzęcia usłyszeli pękniecie czaszki. Mamut natychmiast przestał się rzucać i z łoskotem upadł wraz z Thornvalem który plecami spadł na zamarzniętą ziemie. Towarzysze natychmiast do niego podbiegli aby sprawdzić czy żyje. Thornval jeszcze zanim wszyscy zdążyli zauważyć co się stało wstał i wyprostował się czując jak każda kość w jego plecach się rusza wydając dźwięk pękania. Kompani złapali Thornvala za ramiona pytając jak się czuje, odpowiedział:
-Nie martwcie się o mnie. Byle mamut nie da mi rady. A teraz postarajcie się zabrać to cielsko z powrotem do obozu.
-Tak jest dowódco!- wykrzyknęli wszyscy jednogłośnie.
Mówiąc już sam do siebie:
-Dzięki Wotanowi, udało się...
Najlepsi w cięciu skóry i mięsa zabrali się do roboty. Cieli ciało mamuta na tyle części ile mogli. Potem każdemu z mężczyzn ładowali do wielkich worków kawałki mięsa, tłuszczu, skór i kości. Najtrudniej jednak było odebrać mamutowi jego ciosy. Jednak lud Vanahallów przez wiele Yehrów mieszkał razem z mamutami na tej krainie i przodkowie wymyślili bardzo skuteczną i szybką metodę na pozbywanie się ciosów. Więc każdy wiedział co ma robić. Gdy już wszystko było gotowe ruszyli w drogę powrotną.
              W For'Gen kobiety czekały na swych mężów a Raksorg wraz z Kyle czekali na syna. Po dosyć wyczerpującej drodze, oddział w końcu dotarł, wszyscy zanieśli zdobycz do wielkiej sali która była salą biesiadną a jednocześnie salą tronową Tona. Gdy tylko otworzyli wielkie drewniane odrzwia wszyscy zgromadzeni na sali powitali ich hucznie kucharze odbierali worki i zaczynali przyrządzać jedzenie na wielką ucztę. Raksorg podszedł do swojego syna i uściskał go po czym zapytał:
-I jak polowanie? Widzę że nie próżnowałeś.
-Było w pewnych momentach groźnie ale daliśmy rade i co najważniejsze nikomu nie stała się większa krzywda.
-A ty jak sobie radziłeś?- pytał dalej Ton klepiąc syna po plecach.
-Ja zrobiłem to co trzeba było, lecz nie sądziłem że pójdzie aż tak łatwo.
-Co masz na myśli mówiąc łatwo? Po prostu jesteś idealnie wyszkolony i to dzięki temu mogło ci się wydawać że jest łatwo, lecz pamiętaj że nie zawsze tak będzie.
-Pamiętam, pamiętam ojcze... Co planujesz dzisiaj? Nic nie wspominałeś o żadnej uczcie.
-Ależ synu, przecież to uczta na twoją cześć dzisiaj wchodzisz w wiek dorosły i będziesz własnym życiem kierował.
-Ano tak racja, zapomniałem. Wielkie dzięki ci ojcze.
-Nie ma za co synu- Raksorg odwrócił się do zgromadzonych i zakrzyknął - Ucztujemy, pijemy i bawimy się na część najlepszego męża jakiego miałem przyjemność oraz zaszczyt poznać. Hura za mojego syna Thornvala.
                Wszyscy zgodnie zasiedli do stołów na których były przygotowane wszystkie najlepsze potrawy z mięsa. Pili wyśmienite wino i piwo ważone na miejscu przez wiele dni aby jego smak był nieskazitelny, oczywiście nie wszyscy zgromadzeni sięgali od razu po trunek lecz nie było osoby która by nie piła po pewnym czasie. Kobiety co jakiś czas przynosiły kolejne potrawy, oraz dolewały chętnym kolejnych uncji napojów. Kompani Roksorga, jego wierni przyboczni, kobiety i mężczyźni wszyscy zgodnie cieszyli się na to aż jeden z nich w końcu zacznie prawdziwy "trening" nie polegający tylko na wojaczce lecz także na rozwiązywaniu trudnych spraw czy to własnych czy to innych którzy potrzebują pomocy. Taki "trening" jak wszyscy doskonale wiedzieli nie mógł się odbywać w ojczystej ziemi którą zna się od podszewki. Jednak wielu mężów wyruszało na wyprawy aby zwiedzić odległy świat lecz większość zawsze wracała do domów. Mimo tego mieszkańcy For'Gen byli pewni że tak samo stanie się z następcą tronu po swoim ojcu, lecz przyszłość nigdy nie jest znana i klarowna. Przez kilka godzin ludzie jedli, pili i cieszyli się oraz niektórzy tańczyli po wypiciu za dużej ilości procentów w napojach. W pewnej chwili wszyscy usłyszeli zgrzyt otwierających się głównych drzwi od sali, wbiegło do niej trzech wartowników stojących przed bramą wioski z oznajmiającym krzykiem:
-Panie!Panie! Zostaliśmy zaatakowani! Dwóch z naszych już padło! Nie wiemy co robić, nie wiemy kim jest ten wróg!
-Cisza!- Raksorg próbował uspokoić ucztujących- Cisza! Jak to żołnierzu? Jak to możliwe?
-Panie, nie wiemy jesteśmy przerażeni nigdy nie widzieliśmy tak potężnego wroga.
-Kim on jest? Jak wygląda?
-Z całym szacunkiem ale nie mamy pojęcia, a wyglądem przypomina nas tylko jego oczy płoną mrocznym czarnym światłem.
-A więc nie traćmy więcej czasu! Dalej bracia do ataku! Niech nikt się nie lęka, pomścimy naszych towarzyszy!
Wszyscy mężczyźni na sali wybiegli z niej w pośpiechu zakładając hełmy i zbroje oraz wyciągając miecze i topory w czasie biegu w kierunku bram wioski.           

Offline

 

#3 2013-04-27 12:53:44

 Xserant

Xせらんっと, 放浪者

9632993
Skąd: Kalisz
Zarejestrowany: 2012-02-12
Posty: 74
Punktów :   16 
Poziom: 2
PD: 70/100
Zdrowie: 70/75
Mana: 85/125
Klasa: Wędrowiec

Re: Roździał I (Zwój I)

.        Wybiegli z sali. Otwierając drzwi oślepił ich blask płomieni trawiących dachy drewnianych budynków. Dookoła wszyscy walczyli. Szczęk żelaznych mieczy oaz inne odgłosy walki wytłumione były przez szalejący wiatr i śnieżycę. Raksorg bez namysłu wbiegł w grupę bijących się mężczyzn. Upewniwszy się czy dany człowiek posiada czarne oczy zabijał bez namysłu. Padał jeden za drugim lecz nowych przeciwników wciąż przybywało. Thornval ruszył śladami ojca. Zeskoczył ze schodów przygniatając jednego, szybki pad w bok po czym zdzielił toporami trzech czarnookich. Piruet a następnie blok, zamach, parada i atak. Choć przeciwnicy mieli przewagę liczebną nie potrafili pokonać grupy Thralów. Nagle poczuli trzęsącą się ziemię po czym odwrócili się w stronę coraz głośniejszego hałasu. Budynek za nimi został rozerwany, wielki czarny gad przebił się przez niego. Palące się deski upadały wszędzie dookoła. Stwór podczas szarży chwycił do paszczy czterech Vanahallów, miażdżąc ich wielkimi kłami. Thornval spojrzał się na stwora wielkimi oczyma, gdyż nigdy nawet nie słyszał by coś takiej postury i wzrostu chodziło po ziemi.  Głośny ryk, zmusił wszystkich to zakrycia uszu. Niektórzy padli na kolana pod naciskiem okrzyku stwora.
        Przeciwników przybywało. Raksorg powstał i ruszył w kierunku bestii lecz drogę zagrodziło mu pięciu mężczyzn. Ujrzał w tedy kim na prawdę są.
        - Bracie ! - wykrzyczał Raksorg ujrzawszy swojego krewnego o czarnych oczach - Co ci się stało ?!
        Lecz ten nie był skłonny do rozmowy. Napastnicy zaatakowali. Thornval podbiegł wskoczył na plecy ojca, obił się i przeleciał nad wrogami.
        - Zostawiam ich Tobie ojcze ! Ten wielki jest mój ! - Wykrzyczał biegnąc wprost na potwora. Bestia spojrzała się na malutkiego człowieka nacierającego na nią. Schyliła łeb, wystawiła wielkie kły i warcząc okropnie rozpoczęła szarżę. Vanahall z trudem odskoczył w bok, podniósł się wręcz od razu i gdy jeszcze nie było za późno chwycił monstrum za wielki czarny ogon. Z daleka teraz można było zobaczyć jak stwór biegnie machając ogonem na lewo i prawo a człowiek na nim przypominał kokardkę.
        Raksorg sprawnie zabijał przeciwników. Unik i kontratak, lecz wciąż nie mógł zabić brata. Czarnooki mężczyzna jednak nie wydawał się być obecnym umysłem a jego zachowanie przypominało sterowaną kukłę.
        - To nie jest Wuja ! - Krzyczy Thornval próbujący utrzymać się na rozwścieczonej bestii
        Wódz Thralów nie miał wyboru. Z bólem w sercu zakończył żywot napastnika przebijając jego tarczę toporem, wbijając ostrze w sam środek głowy. Dalej nie było czasu do namysłu, ruszył pomóc synowi. Wbiegł bestii między nogi, wykonując przewrót rozciął ścięgna gadowi. Wielkie stworzenie bezwładnie padło z wielkim hukiem na ziemię. Młody wojownik paroma susami doskoczył do głowy. Dziesiątkami potężnych  uderzeń później w końcu pokonał bestie. Ale walki to nie był koniec. Większa część wioski przestała istnieć, wszędzie rozprzestrzeniał się ogień, trawiąc budynki i drzewa a ludzie ginęli w boju. Pomimo wielkiej potęgi Vanahallów, liczba przeciwników była zatrważająca. Ojciec jak i syn byli gotowi do największych poświeceń oraz walki do samego końca. Choć byli wycieńczeni nie zamierzali się poddać. Unikając wszechobecnego ognia biegli razem w kierunku reszty mieszkańców wioski od której zostali oddzieleni. Usłyszeli krzyki  kobiet.
       - Kyla ! - Pomyślał wódz, przyspieszając tępo biegu.
         Świst, i znowu. Raksorg nada na twarz. Szybko się podnosi po czym zauważa dwie strzały na swoich nogach, jedna przebijająca łydkę na wylot. Młody wojownik zatrzymał swe kroki.
        - Nie zatrzymuj się ! Biegnij! Biegnij pomóc Matce !
        - Ale Ojcze !
        - Już ! Dam sobie rade !
        Thronval rzucił jeden z swych toporów w stronę ojca by dać mu dodatkową broń. Spojrzał się z smutkiem w oczach po czym kontynuował bieg. Wódz Vanhallów z ciężarem wstał, chwycił za broń. Stanął na przeciw dwustu wojowników uzbrojonych i opancerzonych. Upewnił się czy wszystkie oczy były takie same.  Na jego nieszczęście każdy z nich stał się już bezmyślną kreaturą.
        Młody Thral znajdował się już niedaleko miejsca skąd było słychać kobiecy krzyk, gdy usłyszał świst strzał i okrzyk swojego ojca, wytłumiony przez szalejącą śnieżycę. Zacisnął zęby z gniewu po czym wbiegł do palącej się chaty. Jego matka leżała przygnieciona wielką drewnianą belką.  Bez namysłu chwycił gołymi rękoma belkę rozpaloną do białości, próbując ją podnieść. Dom zaczynał się rozsypywać, kolejne stropy zaczynały się zapadać, sufit kawałek po kawałku niszczał w ogniu.
       - Matko ! Matko !
       - Przestań... To daremne....
       - Nie pozwolę ci tu..
       - Pozwolisz - przerwała mu
       - Zatem zginę tu wraz z Tobą
       - Ty musisz żyć, przed Tobą wielka... podróż... synu
       - Co takiego ? O czym ty mówisz ?
       Kyla otworzyła rękę, w której było coś na kształt obramowania, oprawy. Thronval nie wiedział co to jest i nie zamierzał sprawdzać. Teraz liczyło się tylko uratowanie matki. Całą siłę włożył by podnieść kawał ciężkiego drewna, gdy nagle usłyszał przeraźliwy, głośny ryk, ryk, który już słyszał tej nocy. Wszystko zaczęło się trząść i sypać. podłogi zapadały się.
         - Nie ! Nie ! Nie !
       Nagle wielki ogon bestii przebił drewniane ściany niczym domek z kart, uderzając z całym impetem w wojownika. Ten na skutek tak silnego uderzenia wyleciał na zewnątrz, szybując w całkowitym bezwładzie przez ponad sto metrów. Padł na ziemie z wielkim hukiem prawie tracąc przytomność. Przeturlał się parę razy i zatrzymał się nad krawędzią góry na której znajdował się wioska. Prawie nie przytomny leżał krwawiąc w śniegu. Ryk bestii w oddali stawał się coraz cichszy, coraz bardziej wytłumiony. Ostatnimi siłami próbował powstać. Złamane żebra i ręka wraz z wybitym barkiem oraz skręconą nogą nie ułatwiały mu zadania. Oparł się na kolanach, spluną krwią po czym podniósł się. Śnieg padał coraz mocniej, a ognień dezorientował go. Ledwo co stawiał następne kroki.
       Ziemia się zatrzęsła, grunt pod jego nogami zaczął się zapadać. Chciał uciec lecz nawet gdyby był w pełni sił zastąpiło to za szybko. Śnieg zapadł się wraz z wojownikiem do szczeliny skalnej pod nimi. Dziesięć metrów w dół, napotykając skały. Ostatnie co słyszał to huk i zgrzyt pękających kości...



どこ行くの?  あなたの目標は何ですか?

http://img24.imageshack.us/img24/9457/sygnaturacopyw.png

Offline

 

#4 2013-06-01 17:58:27

 Frolentino

Administrator

23350517
Zarejestrowany: 2012-02-10
Posty: 74
Punktów :   12 

Re: Roździał I (Zwój I)

.              Lodowaty dotyk ziemi, chłodny nie ustający wiatr oraz ciche odgłosy spadających kropel wody uderzające o skały. Wszystko to wydawało się taka prawdziwe jednak budziło pewien niepokój.
            Pamięć zamglona, kawałki wspomnień z poprzednich dni, ogień, mrok, krew i śmierć. Tylko to utkwiło w snach młodego Vanahallskiego wojownika. Jego umysł nie był w stanie pamiętać więcej. Lecz w najgorszym momencie, wtedy kiedy wydawało się że to już koniec, zauważył na horyzoncie światło. Lśniło jasno niczym najjaśniejsza z gwiazd, a po chwili usłyszał znajomy głos który mówił "wstań", gdy to nie działało głos krzyknął donośnie "idź". Thornval w tym momencie otworzył oczy, pierwsze co ujrzał to utworzony z litej skały sufit nad jego głową. Próbował się rozejrzeć lecz światło bijące od niedalekiej zapalonej pochodni wbitej w ścianę strawił że jego oczy nie mogły jeszcze dokładnie widzieć wszystkiego, obraz był zamazany lecz powoli nabierał kształtu. Oszołomiony wojownik nie wiedząc gdzie jest i co robi wstał z zimnej ziemi i okazało się że jest zamknięty w pomieszczeniu na kształt więziennej celi. Masywne, stalowe drzwi były jedyną drogą wyjścia na zewnątrz. Thornval obejrzał dokładnie swoje ciało, nadal miał krew na rękach i nogach lecz nie miał swojego stroju ani broni, zdał sobie sprawę z tego że jest więźniem lecz nie wiedział czyim i po co.
           Po chwili mężczyzna usłyszał kroki a ich dźwięk narastał wraz ze odległością pomiędzy nimi a celą w której był Thornval. Młody Thral postanowił że będzie udawał że nadal leży aby dowiedzieć się kto go przetrzymuje. Po kilku sekundach drzwi od celi otworzyły się i wszedł do środka wielki lodowy ogr razem z goblinem który niósł ze sobą wielki wór.Ogr mierzył co najmniej trzy metry wysokości był wielki jego cielsko miało ciemnoszary kolor a jego żółte oczy były ledwo widoczne spod jego wielkich zmarszczek na pysku. Na biodrach miał szeroki skórzany pas na którego były przypięty pęk kluczy oraz wielki zakrwawiony tasak. Goblin zaś nie był wyższy niż metr, jego zakrwawione ślepia były przesiąknięte pogardą i zgryzotą. Jego skóra była ciemnoniebieska z odcieniami szarości. Na głowię miał rozpadający się kaptur, jego ubranie było porozdzierane, gdzieniegdzie były dziury przez które było widać jego skórę. Nie miał ze sobą wiele lecz wydawało się ze w worku który ciągną coś było. Miał także niewielki sztylet schowany do pasa przełożonego przez ramie. Zanim zrobili cokolwiek w środku przejrzeli się dokładnie schwytanemu aby sprawdzić czy jeszcze żyje. Ogr wraz z goblinem przez chwile rozmawiali w niezrozumiałym języku dla Thornvala prawdopodobnie o tym co z nim teraz zrobić. Ogr wreszcie krzykną na goblina a ten zaczął się zbliżać z workiem do wojownika. Gdy tylko nachylił się nad Vanahallem i otworzył swoją paszcze oblizując się, wojownik poczuł jego paskudny odór i nagle otworzył oczy i złapał goblina za szyje ten zauważając to próbował się uwolnić lecz uścisk dłoni wojownika był zbyt silny i goblin szybko się udusił. Ogr który stał obok natychmiast sięgnął po broń, tasak i próbował trafić więźnia.
Thornval szybko zdał sobie sprawę z tego że za chwile nadjedzie cios więc natychmiast wstał podnosząc tym samym ciało goblina nad siebie gdy ogr już ciął tasakiem. Uderzył w prowizoryczną tarcze z martwego goblina przez co tasak wbił się bardzo głęboko i ciężko było go wyciągnąć.W tym samym czasie Thornval jedną ręką trzymał truchło goblina a drugą wyciągną jednym szybkim ruchem mały sztylet z pasa przy ciele małej poczwary. Rzucił ciało goblina za siebie i gdy ogr próbował jeszcze raz zaatakować pięściami wojownik zrobił unik, podskoczył i wbił sztylet prosto w czoło ogra. Ten przestał wymachiwać rękoma i upadł z hukiem na plecy z zakrwawionym pyskiem, niszcząc przy tym fragment stalowych drzwi. Thornvall zadowolony z wygranej mógł uwolnić się z pułapki lecz jego szczęście nie trwało długo gdy poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej oraz na plecach. Okazało się że jego ozdrowienie było jedynie chwilowe i wiedział że musi się wydostać z celi  za wszelką cenę i odnaleźć swoje rzeczy oraz znaleźć coś co pomoże mu zwalczyć ból...               
                Ominą martwe ciało ogra i trzymając się jedną ręką za brzuch wyszedł z celi. Wyciągną wbitą w ścianę pochodnie i szedł przed siebie, miejsce wydawało się znajome lecz nie miał czasy na podziwianie czegokolwiek. Zauważył jednak że idzie po wyłożonej kamieniami ścieżce po chwili dotarł to schodów prowadzących na górę. Było mu ciężko lecz powoli i bez ustanku wspinał się na kolejne stopnie, gdy dotarł na górę zauważył rozpalone ognisko w którym swoim blaskiem oświetlał komnatę w której leżały kolejne trzy martwe ogry i piętnastu ludzi, wydawało się że wojowników lecz żaden nie dawał znaku życia. Thornval z wrażenia nie mógł nawet przełknąć śliny. Gdy zbliżał się do pobojowiska widział twarze ludzi mu znanych, wtedy uświadomił sobie że to jego ludzie, wojownik patrząc na to miał wrażenie że to nie jest prawdą, że ma tylko przewidzenia. Lecz nie chciał tego z całej siły ale jednak się mylił, nikt nie dawał znaku życia. Po chwili krocząc wśród poległych mu towarzyszy usłyszał cichy jęk, odwrócił się w kierunku z którego go posłyszał, potem nadstawił jeszcze uszu i usłyszał że ktoś równomiernie oddycha. Spostrzegł że pod ciałem jednego z poległych leży Gurtol jego bliski przyjaciel który zawsze był dla niego jak starszy brat, szybko podbiegł do ciała zepchnął jak mógł zwłoki poległego a gdy oczy Gurtola ujrzały przyjaciela od razu zapłonęły chęcią życia.
                Thornval łapiąc przyjaciela za ramie zapytał z rozpaczą:
-Gurtolu ty żyjesz? Nic ci nie jest?
Jednak Gurtol nic nie powiedział tylko spojrzał się na swoją nogę. Obficie krwawiła przez to że została przebita włócznią która złamała się w taki sposób że ciężko było ją wyciągać. Thornval widząc to chwacił za wystający fragment włóczni i próbował ją pociągnąć lecz gdy tylko lekko drgną ostrzem w nodze swojego druha ten krzykną z bólu po czym powiedział rozkazująco:
-Niee, zostaw to i tak nic nie da ahhh... musisz, musisz... aaa - jego oddech się zmienił czuć było że jest mu bardzo źle ale mimo bólu kontynuował - musisz dostać się do tamtych drzwi - i wskazując na zamknięte metalowe drzwi niedaleko od nich mówił dalej - zaatakowali nas znienacka, nie aahh... nie sadziliśmy że nas tu znajdą, broniliśmy się lecz tylko ja jeszcze dycham.
Thornval podnosząc nieco swojego ducha głowę znad zimnej ziemi pytał z cierpieniem w sercu:
-Jak się tu znaleźliście i co ja...
Przerywając swojemu przyjacielowi Gurtol mówił dalej - Po ataku na For'Gen ci co mogli uciekli ze mną, po jakimś czasie odnaleźliśmy ciebie, zanieśliśmy cię do tej jaskini, pamiętasz to tutaj uczyliśmy się jak wytrzymać w uścisku zimna, lodu i śniegu.
-Tak pamiętam.
-Próbowaliśmy cię ochronić, niedługo po tym jak się tu zjawiliśmy zanieśliśmy cię na dół abyś mógł zregenerować siły i przeżyć. Lecz ogry nas przechytrzyły, nie mam pojęcia jak ahh.. ale dotarły do nas. Wiedziałem że nie uda nam się pokonać tylu naraz. Broniliśmy się jak tylko mogliśmy, jak już wszyscy padli okazało się że jeden z ogrów jeszcze stał na nogach a za nim szła jakaś mała poczwara. Ale ty żyjesz myślałem że stało się najgorsze, aaa... słuchaj nie zostało mi wiele czasu.
-Ale...
-Nie, aaahh... musisz dostać się tam za te drzwi jest tam lek który przygotowaliśmy aby ci pomóc, aaah...
-Ale przecież nie mogę cię tak zostawić. Na pewno jeszcze uda ci się wstać - w tym momencie próbował podnieś Gurtola lecz ten od razu go zatrzymał.
-Nie głupcze, ahhh... posłuchaj, idź zostaw mnie moje życie już dobiega końca.
-Nie,nie możesz umrzeć, nie teraz...
-Jestem aaa.. z ciebie dumny, nigdy ci tego nie mówiłem ale zawsze chciałem aa... chciałem być taki jak ty, mój przyjacielu, mój druhu. Bądź zdrów i żyj spotkamy się jeszcze- i w tym momencie zamkną oczy a jego głowa opadła bezwładnie na dłoń Thornvala.
                Thornval jeszcze przez chwilę podtrzymywał jego głowę i przez łzy powtarzał że to się nie dzieje naprawdę, lecz mimo wielkich chęci nie mógł już nic zrobić. Z wielkim szacunkiem i honorem położył głowę Gurtola na ziemi wstał i stał pośrodku pobojowiska myśląc o tym dlaczego to się wydarzyło. Po dłuższej chwili wytarł łzy z twarzy i skierował się w kierunku drzwi o których wspomniał Gurtol.           

Offline

 
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.evo-cs.pun.pl www.apocalypseraiders.pun.pl www.rapfan.pun.pl www.poapkrakow.pun.pl www.host.pun.pl